środa, 15 stycznia 2014

Sposoby na niemarnowanie resztek - surowe warzywa - patent #1

O oszczędzaniu w kontekście jedzenia pisałam już wiele razy, jak np we wpisie dotyczącym zmiany nastawienia do oszczędzania i zwracaniu uwagi na drobiazgi, czy w tym o robieniu zapasów, czy wreszcie o zakupach z kalkulatorem w ręku.

Wszystkie te posty są bardzo popularne i nic dziwnego, bo obecnie mnóstwo ludzi martwi się (i słusznie) o finansowe bezpieczeństwo swoich rodzin. Choć nie zawsze mamy pełną kontrolę nad wszystkimi wydatkami, które musimy ponosić, to akurat budżet na jedzenie daje się stosunkowo łatwo opanować. Wydatki te na ogół można dość mocno obniżyć i od tego (i od zapisywania wydatków) zawsze warto rozpoczynać oszczędzanie.

Dzisiaj znów wracam do tego tematu z pogranicza oszczędzania, ograniczania wydatków na jedzenie i organizacji domu. W ciągu kilku najbliższych tygodni będę pokazywała Wam, co robię, żeby nie marnować nawet niewielkich resztek jedzenia i w ten sposób lepiej wykorzystywać pieniądze, które mamy do dyspozycji. Zaczniemy od surowych warzyw i pewnego zupełnie  niepozornego drobiazgu...



Zawsze, kiedy przygotowuję jedzenie, zachowuję wszystkie okrawki i resztki. Nieważne, czy jest to gotowanie skomplikowanego obiadu, czy tylko szybkie składanie kanapki. Cokolwiek zostaje: 1/3 marchewki, kawałek pomidora albo źdźbło szczypiorku, wkładam do specjalnego pojemnika na resztki warzyw, który stale stoi w mojej lodówce. Kiedy coś gotuję albo wieczorem - przed kolacją - zaglądam do niego i sprawdzam, czy mogę to jakoś wykorzystać.

Dzisiaj robiłam zupę pomidorową i gulasz wołowy, o którym już tu kiedyś wspominałam. Zaczęłam od rzucenia okiem, co mam w pudelku na resztki i oto rezultaty:



Lekko podeschnięte kawałki marchewki, które wróciły poprzedniego dnia do domu w śniadaniówce Syna A, pół białej cebuli i ćwiartka czerwonej, a do tego trochę liści pora. Na zdjęciu nie widać, ale była tam jeszcze połówka ząbka czosnku. Por i marchewka poszły do zupy, a reszta do gulaszu.

Specjalny pojemnik na resztki sprawdza się lepiej, niż wrzucanie tych okrawków do szuflady na warzywa albo kładzenie prosto na półce. Tak się dziwnie składa, że ta ćwiartka cebuli czy papryki, którą jednego dnia kładę na wierzchu, drugiego znika jak kamfora, a po wielu dniach odnajduje się w jakimś kącie - wyschnięta na wiór lub nadgniła. Dzięki pojemnikowi wszystko jest w jednym miejscu i nic się nie gubi. Jak widać na zdjęciach, mój pojemnik jest opisany. I powiem szczerze, że to chyba klucz do sukcesu. Pudełko stoi na półce, którą mam na wysokości oczu, a wyraźna etykietka sprawia, że bardzo trudno je przeoczyć. Także mój mąż nie ma wątpliwości gdzie odłożyć końcówkę ogórka czy rzodkwi. Same etykietki to nic wymyślnego - zwykły kawałek taśmy malarskiej i flamaster. To tanie  rozwiązanie, więc zrobienie nowej etykietki, kiedy stara zejdzie w myciu, to żaden problem. Dla wygody etykietki przyklejam na dwóch przeciwległych bokach pudelka, żeby nie zawracać sobie głowy, czy wkładam je do lodówki dobrą stroną.

Zawartość pudełka na resztki warzyw zmienia się u nas w zależności od sezonu. Dzieje się tak zarówno, jeśli chodzi o to, co w nim ląduje, oraz ile tego czegoś jest. Latem małe pudełko nie wystarcza i jego miejsce zajmuje wielki szklany słój.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten sam sposób odkładać resztki innych produktów, jak mięsa, wędlin, sera, czy owoców, ale u mnie takich resztek raczej nie ma. Całe wędliny i nabiał przechowuję w osobnych pojemnikach, a resztki mięsa mrożę. Zwykle zostawały mi właśnie tylko jakieś kawałeczki warzyw, które potem stały w wielu osobnych miseczkach. Bałagan był okropny, a oszczędności minimalne, bo o wielu takich miseczkach zapominałam i wkrótce zawartość lądowała w koszu.

Zostawiane takich (niemal) ogryzków może wydawać się przesadą, ale powiem Wam, że warto szanować czas i wysiłek włożony w zarabianie pieniędzy. Wyrzucając do kosza ćwiartkę cebuli czy pół marchewki, tak naprawdę wyrzucam te parę groszy, które za nie zapłaciłam, a przecież nikt nam ich nie dał ot tak.
PODPIS

8 komentarzy:

  1. Bardzo fajny pomysł. Ja te resztki wrzucała do szuflady w lodówce, gdzie schły, ew. owijałam folia aluminiową (cebula) i się hibernowały:D

    OdpowiedzUsuń
  2. A moze bys napisala, z jakich ulatwiajacych zycie aplikacji na telefon korzystasz - czy w ogole korzystasz z jakichs? Dla mnie odkryciem byl Listonic, wreszcie koniec z karteluszkami. Zawsze tez czytam opinie o kosmetykach na Wizazu (w Rossmannie mozna zeskanowac kod i od razu pojawiaja sie oceny internautek, w innych drogeriach wpisuje nazwe). W bibliotece sprawdzam na lubimyczytac, czy aby juz danej ksiazki kilka lat temu nie wypozyczylam, bo notorycznie mi sie to zdarzalo:) Mimo, ze jestem fanka papierowyc terminarzy, uzywam takze telefonowego, glownie dla przypomnien.

    Nie prowadze natomiast w telefonie zapisu wydatkow, mam jednak opory przed "dzieleniem sie" tak poufnymi informacjami z wlascicielami aplikacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spryciula z Ciebie :) Już Cie lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby prosta rzecz, a jakie ułatwienie. Twoja podpowiedz z pojemiczkami na "resztki" bardzo się u mnie sprawdziła ;) poproszę więcej takich prostych sposobów na ogarniecie domu ;) i więcej przepisów ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie szukałam tego typu bloga. Weszłam na domowa.tv i w komentarzach znalazłam link do Ciebie.
    Bardzo podoba mi się pomysł z pojemnikiem na resztki warzyw! Z pewnością go wypróbuję. I rozgoszczę się na Twoim blogu, szukając inspiracji na organizację własnego gniazdka ;-)

    Dziękuję za podpowiedzi i pozdrawiam serdecznie ;-)
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bardzo rozumiem, po co zostawiasz "ogryzki" typu kawałeczek marchewki, ćwiartka cebuli... Czemu nie zużywasz całości? W zupie czy gulaszu chyba te pół marchewki nie robi wielkiej różnicy?
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie używam warzyw tylko w gulaszach i zupach, a w wielu daniach pół marchewki czy cebuli robi spora różnicę. Na minus.

      Pozdrowienia,
      Anna

      Usuń
  7. A ja dziękuję za pomysł z etykietami robionymi z taśmy malarskiej :)
    Zostało mi prawie pół rolki a w pobliskim sklepie etykiety tylko w pakietach po 100 sztuk.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.